Restauracje Poznań

Enjoy Restaurant podczas Fine Dining Week

Fine Dining Week to festwial podczas którego, szefowie najwybitniejszych restauracji przygotowują popisowe festiwalowe menu, dzieląc się swoją filozofią kuchni. Festiwal ma miejsce w większych miastach Polski. Celem wzięcia udziału w wydarzeniu, można wejść na stronę https://finediningweek.pl, wybrać miasto, następnie datę, godzinę posiłku oraz liczbę gości. Szefowie kuchni przygotowują 5 daniowe menu degustacyjne, w cenie 129 zł od osoby. Podana cenę uwzględnia lampkę prosecco. Do wyboru mieliśmy dwa menu, jedno mięsne drugie wege. 

W Poznaniu w wydarzeniu wzięły udział następujące restauracje: 62 Bar & Restaurant, BulwaR, Enjoy Restaurant, Komanata Smaku- Pałac Jaśminowy, Obfitość Smaku i Wina, U Myśliwych a także The Time. 

The Time był jedyną restauracją w której wcześniej miałam okazję zjeść, dlatego zdecydowaliśmy się na coś nowego. Wybór padł na Enjoy Restaurant z kilku względów, przede wszystkim słyszeliśmy bardzo dobre opinie o ich kuchni, po drugie bliska odległość od domu a jednocześnie krótka dostępność niani tego dnia mocno wpłynęły na nasz wybór. Niestety, nie dotarliśmy do żadnej innej knajpy, czego bardzo żałuję. Mam nadzieję, że uda się następnym razem. 

Wcześniej brałam już udział w podobnych festiwalach kulinarnych, przez co zauważyłam, że kiedy pojawia się fajna oferta menu degustacyjnego podczas pewnej akcji promocyjnej, którą niewątpliwie jest fine dining week, jakość podawanych dań jest ciut gorsza aniżeli tych zamówionych z karty. Oczywiście nie jest to regułą i nie powinno być, ideą festiwalu jest promocja popisowych dań szefów pracujących w danej restauracji, a więc wnioskuję że podaczas wydarzenia takiego jak to, szefowie powinni wejść na wyżyny swojej kreatywności, proponując danie wyjątkowe a zarazem odważne, przełamując pewne schematy. 

No ale do rzeczy 🙂

Na wejściu przywitała nas miła obsługa, przekazując menu i proponując lampkę bąbelków a także…. zdechła mucha obok talerza męża. Nie chcieliśmy się tym zniechęcać, pomyśleliśmy że kelner mógł tego nie zauważyć, gdyż owa mucha leżała między talerzem a sztućcami…

Pierwszym daniem była warzywna galaretka z wędzonym tofu, pumpernikielem, chrzanem i imbirem. Brzmiało fajnie, liczyłam na jakąś interesującą galaretkę podaną w innowatorski sposób, a przyjechał klasyczny galart. Naprawdę niczym nie różniący się od tego domowego, poza tym, że był bez mięsa. Ja generalnie nie jest weganką, aczkolwiek w praktyce głównie jem potrawy wegańskie. Czasami zdecyduję się na ryby czy owoce morza. Mięso od święta, tylko bardzo dobrej jakości i w wyjątkowych sytuacjach. Wobec powyższego nie miałam problemu z tym, żeby zjeść to danie, które zrobione było z żelatyny… Natomiast, ktoś bardziej wrażliwy niż ja, mógłby mieć z tym duży problem. Wiadomym było, że menu nie jest wegańskie tylko wegetariańskie, natomiast żelatyna w tym wypadku wydaje mi się mocno dyskusyjna. Wyobrażenie vs rzeczywistość liczyłam na fancy galaretkę, a dostałam klasyczny galart i to jeszcze zupełnie bez smaku. 

Na drugie danie wjechało kwaśne jabłko, chrupiący ziemniak i amarantus. Danie było podane w formie zupy, a w zasadzie przecieru z jabłek, na którym podane były dwa cieniutkie plasterki podsmażonego ziemniaczka. Zupa/ przecier była bardzo słodka, wręcz deserowa. Nie było w niej absolutnie nic wyjątkowego, po prostu puree z jabłek podane z ziemniakiem. Danie w smaku bardzo odbiegało od poprzedniego przyznam, że z trudem przyszło mi zjedzenie tego puree zaraz po galarcie. 

Na trzecie danie podano karczocha na puree z pietruszki. Potrawa wyglądała pięknie i była bardzo smaczna. Karczoch był idealnie przygotowany, puree lekkie kremowe, smaki ze sobą współgrały. Z przyjemnością zjadłabym je ponownie. 

Czwarta w kolejności pojawiła się rolada z bakłażana nadziewaną fetą, z szarymi kluskami, kiszony burakiem, chrzanem oraz czerwoną cebulą. Danie było ok, delikatne w smaku, ale po Fine Dining Week spodziewałam się chyba czegoś więcej. 

Deser natomiast miło mnie zaskoczył, był smaczny, nie przekombinowany, smaki fajnie się ze sobą łączyły tworząc przyjemną całość. 

Według mnie ważnym elementem kwalifikacji restauracji jako „fine dining” jest również jej wnętrze, obsługa oraz całościowo „experience”. Generalnie tak określa się restauracje eleganckie, drogie, formalne (definicja zaporzyczona z oksfordzkiego słownika), takie jak np. The Time, który również był w ofercie Fine Dining Week. 

Wystrój Enjoy Restaurant bardzo odbiega od tego wyobrażenia. Zauważyłam, że restauracja ma dwie sale, nas posadzono w ciemniejszej części, wystrój trącił o fine dining ale w latach 90 tych. Wnętrzu restauracji zdecydowanie przydałoby się odświeżenie, jeśli chce być postrzegane właśnie w tej kategorii. Gwoździem do trumny były różowe ledy, które kelner odpalił z pilota, kiedy się ściemniło, dzięki czemu restauracja zyskała feeling buduarowego miejsca schadzek. Obsługa jak pisałam wyżej była miła, ale to tyle. Kelner poza podaniem talerzy nie przedstawił nam filozofii kucharza, generalnie zbyt wiele o daniach nie powiedział.  

Podsumowując nie jest to restauracja do której chciałabym wrócić, nawet na karczocha który mi smakował. Do kolacji zamówiliśmy sobie butelkę czerwonego wina i butelkę wody. W sumie zapłaciliśmy dobrze ponad 300zł. Nie było to fine dining, ani nic zaskakującego, ani nic bardzo dobrej jakości, kilka dań było dobrych, ale na pewno nie są to połączenia smaków które zapadają w pamięć. Za taką cenę moglibyśmy skoczyć tuż obok do City Parku i zjeść wybitny seafood w Słoniu, czy choćby dania podane w Concordia Bistro tego samego dnia były duuuużo smaczniejsze, a cena nieporównywalnie niższa.

Pierwszy raz wypowiadam się tak niepochlebnie na temat restauracji, mimo mojej ogromnej sympatii a także szacunku do branży gastro. Mój zawód był naprawdę spory. Jednocześnie zależy mi na szczerości wobec wszystkich osób które tu zaglądają. 

Oceń przepis

Kliknij na gwiazdki, żeby ocenić!

Średnia ocena 5 / 5. Średnia ocena 3

Już głosowałeś!

Zapraszam Cię do polubienia mojego profilu na instagramie

instagram#foodieessentials